Opór w terapii. Dlaczego ludzie rezygnują?…
Nie wywiązują się z terapeutycznych zadań, spóźniają się na sesje, czasami je opuszczają podając mniej lub bardziej wiarygodne powody. Krytykują terapeutę, jego styl pracy. Wreszcie rezygnują z terapii. Czasami zawiadamiają terapeutę o tym kroku, zasłaniając się ważnymi względami życiowymi, nierzadko znikają bez śladu, nie dając znaku życia, mimo że nic nie wskazywało w ich zachowaniu na zamiar podjęcia tak drastycznego kroku. Wydawało się, ze wszystko jest w porządku, a tu nagle klient znika i per wadzący zastanawia się „co zrobiłem nie tak”? Opór w terapii, bo o nim mowa, dotyczy nie tylko ludzi uzależnionych. Jest chlebem powszednim terapeuty i…klienta, a przedstawione tu zachowania to tylko kilka z jego przejawów. Opór sprawia, że terapia nawet najlepiej prowadzona trwa, tyle ile…trwa ( gdyby nie opór, zmiany dokonywałyby się właściwie bez wysiłku). Opór jest źródłem frustracji tak dla terapeuty, jak i dla jego klienta. Ten pierwszy odczuwa złość na trudnego klienta, ale nierzadko też w sobie samym doszukuje się ( czasami zasadnie, czasami nie) przyczyn pojawiających się w terapii trudności. Ten drugi frustruje się, brakiem postępów, oskarża się, że jest do niczego, zastanawia się co jest w nim nie tak…
Najtrudniejszy pierwszy krok? Niestety nie zawsze…
Dlaczego ludzie, którzy wydawałoby się mają wszelkie powody do zmiany swojego życia, którzy podejmują psychoterapię, będącą pierwszym do tej zmiany krokiem, wciąż jakby jedną nogą tkwili w swoim dawnym, pełnym cierpienia, niedogodności i niezadowolenia świecie? Dlaczego ci, którzy już poczynili wcale niemałe kroki w kierunku zmiany, zrobili postępy, własną mozolną pracą budując podwaliny pod nowe, lepsze, bardziej satysfakcjonujące bytowanie, cofają się, rejterują, wracają do tego co już znane, a efekty ich własnej pracy rozpadają się jak przysłowiowy domek z kart?
przeczytaj także: motywacja do terapii
Zmiana jest trudna dla każdego… a to rodzi opór.
Jeżeli terapeuta spróbuje przyjrzeć się samemu sobie, swojemu funkcjonowaniu w codziennym życiu, w procesie podejmowania decyzji, odkryje we własnym wnętrzu bogaty materiał, który pozwoli mu lepiej zrozumieć funkcjonowanie swojego klienta. Wszak tak klienci jak i terapeuci są ludźmi ulepionymi z tej samej gliny i rządzą nimi podobne psychologiczne prawa (No, terapeuta jest bogatszy o wiedzę psychologiczną, liczne szkolenia, dzięki własnej psychoterapii ma lepszą znajomość siebie. Ale to wcale nie sprawia, ze nie podlega tym samym prawom psychologicznym, co inni ludzie). Czy każda zmiana, chociaż pożądana i potrzebna przychodzi nam łatwo?, czy nie lękamy się jej efektów?, czy nie brakuje nam wiary we własne siły?, czy nie odnosimy korzyści z tkwienia w dotychczasowych, aż nazbyt dobrze znanych schematach i strukturach?, czy zawsze pokładamy zaufanie w ludziach, którzy mogliby ( i często faktycznie są) naszymi sojusznikami w podjętym trudzie przebudowy naszego życia? Myślę, ze każdy z nas umiałby odnaleźć w wyżej postawionych pytaniach samego siebie, swoje lęki, dylematy i rozterki.
Przeczytaj także: dlaczego alkoholik nie chce się leczyć?
Co tak naprawdę rodzi opór w terapii uzależnień?
Wyżej postawione pytania zawierają w sobie główne powody oporu, jaki występuje w procesie terapii. Są to lęk przed zmianą (przecież to, co stare i dobrze znane, chociaż przynosi cierpienie jest łatwiejsze niż nowe, jeszcze nie oswojone), jest to brak wiary we własne siły, możliwości i umiejętności, brak akceptacji faktu, że zmiana chociaż korzystna i pożądana przynosi też bolesne rozstanie z dotychczasowym życiem, nierzadko oczekiwania terapeuty i jego klienta rozmijają się i nie potrafią znaleźć płaszczyzny porozumienia i wspólnego działania.
W przełożeniu na konkretne przykłady z życia może wyglądać to tak: nałogowy palacz tytoniu pragnie rozstać się z nałogiem. Autentycznie tego pragnie. Jednocześnie perspektywa rezygnacji z tego, co do tej pory było dla niego źródłem przyjemności, sposobem na odreagowywanie emocji, stresu napawa go lękiem, czy wręcz przerażeniem. Do tego jeszcze brakuje mu wiary, że realizacja jego celu jest realna.
Albo wyobraźmy sobie zakochanego bez wzajemności, bez szans na stworzenie z obiektem swoich uczuć związku, mężczyznę. Zdaje on sobie sprawę, że przywiązanie do obiektu swoich uczuć jest bezproduktywne, hamuje go w rozwoju, uniemożliwia nawiązanie innej satysfakcjonującej relacji, przysparza ogromnego cierpienia itp. Jednocześnie owa nieodwzajemniona miłość daje mu poczucie, że w jego życiu mimo wszystko toczy się coś ważnego, nadaje jego egzystencji kolorytu, pozory romantyczności. Innymi słowy- człowiek ten ma wiele konkurencyjnych motywów, żeby nie rezygnować ze swojego zauroczenia. Być może też, (podobnie jak wyżej wspomniany palacz tytoniu) boi się, że kiedy pożegna się z obiektem swoich uczuć w jego życie wkroczy dojmująca, trudna do zniesienia samotność i pustka.
Czym są motywy konkurencyjne hamujące zmianę?
Istotę sprawy tzw. konkurencyjnych motywów hamujących zmianę, znakomicie oddaje znalezione gdzieś przeze mnie zdanie: „ Można równie gorąco pragnąć przestać pić, jak i równie gorąco pragnąc nie ponosić odpowiedzialności za swoje życie.
Czasami też zdarza się, że pomiędzy terapeutą i klientem brakuje dobrej relacji, nici porozumienia. Wcale nie musi oznaczać to winy, czy braku kompetencji terapeuty. Po prostu bywa tak, że jak i w innych relacjach międzyludzkich, tak i w relacji terapeutycznej mimo obopólnych najlepszych starań, nie udaje się nawiązać satysfakcjonującej, przynoszącej terapeutyczne owoce relacji. Nie każdy klucz, pasuje do każdego zamka. Nie każdy terapeuta jest dla każdego klienta. Może warto przyznać, ze nie każdy terapeuta, z każdym klientem się porozumie i nie ma w tym niczyjej winy.
Opór w terapii może występować i występuje na rożnych etapach procesu terapeutycznego. Wydawałoby się, ze najbardziej i najmocniej można byłoby się go spodziewać na początku terapii. Otóż niekoniecznie. Przyczyny powodujące opór w terapii mogą wystąpić na każdym jej etapie. Może być tak, że proces terapii zaczął się od szybkich postępów. Pomiędzy terapeutą i klientem istnieje przysłowiowa „ chemia”, klient czyni szybkie ( ba, czasami wręcz błyskawiczne ) postępy, po czym zatrzymuje się i nie jest w stanie ruszyć nawet na milimetr do przodu. A innym razem( co jest szczególnie frustrujące) wraca z pełnym zestawem swoich poprzednich objawów, cofa się w rozwoju, wszystko, a przynajmniej znaczną część pracy trzeba zaczynać od nowa. Ta ostatnia sytuacja jest szczególnie trudna dla obydwu stron w procesie leczenia.
Czy są skuteczne sposoby zmniejszania oporu w terapii?
Jakie są metody przezwyciężania go wtedy, kiedy już się pojawił, przełamanie impasu?
Zajmujący się problematyką oporu w terapii John Enright przedstawił pięć warunków, które jego zdaniem pozwalają zmniejszyć, czy nawet ominąć opór w terapii i szukać rozwiązania w sytuacji kiedy pojawił się impas. Co warunkuje wg. Enrighta skuteczną prace terapeutyczną?
- Po pierwsze: Klient chce uczestniczyć w terapii z własnej woli.
Wydaje się nam oczywiste, ze ludzie podejmują terapię na skutek autonomicznej decyzji. Tymczasem nie zawsze i nie w każdym przypadku jest to takie oczywiste. Zwłaszcza w przypadku ludzi uzależnionych, którzy często przychodzą na terapię pod wpływem presji otoczenia. Wg. Enrighta tak należy pokierować rozmową, by klient uznał, że sam przyszedł na terapię i jest dla niego najlepsze rozwiązanie. - Po drugie; Klient wie, co jest celem terapii uzależnień.
Może się okazać, ze np. dla klienta uzależnionego od alkoholu, subiektywnym problemem nie będzie sam fakt nadużywania alkoholu, tylko trudności w radzeniu sobie z emocjami i trudnymi sytuacjami życiowymi bez tego środka. Lub też, dla przytoczonego tu przykładu zakochanego bez wzajemności mężczyzny celem terapii okaże się nie tyle i nie przede wszystkim uwolnienie się od toksycznego uczucia, co nabycie kompetencji i umiejętności nawiązywania satysfakcjonujących związków z innymi kobietami. - Po trzecie: Klient jest świadomy tego, że cel jest możliwy do osiągnięcia w toku terapii.
Klienci często przychodzą do terapeuty dlatego, ze brakuje im wiary w możliwość osiągniecia założonego celu. Często też ponosili porażki próbując samodzielnie swój cel zrealizować. A porażki odebrały im jakaś ( sporą) część wiary w swoje możliwości. Cel terapii musi być postawiony i przedstawiony realnie. Np. realnym celem podjęcia terapii będzie wspomniane tu nabycie umiejętności nawiązywania satysfakcjonujących kontaktów interpersonalnych, a nie np. nawiązanie takiego związku przez klienta. Dla żony lub partnerki alkoholika realnym celem będzie nabycie kompetencji umożliwiających prowadzenie satysfakcjonującego życia , wyjścia z pułapki uwikłania, nie zaś zaprzestanie picia przez jej mężczyznę. Innymi słowy warto urealniać oczekiwania klienta, którzy nierzadko traktują swoich terapeutów jako ludzi obdarzonych nadprzyrodzonymi, a przynajmniej ponadprzeciętnymi umiejętnościami rozwiązywania…cudzych problemów. - Po czwarte: Klient akceptuje doświadczenie i kompetencje psychoterapeuty.
Jak wyżej wspomniałem, zdarza się że współpraca miedzy pacjentem i terapeutą nie układa ssie. Nie musi to być wina ani jednej ani drugiej strony. Myślę, ze łatwiejszą do uniknięcia trudności w tym punkcie będzie ta sytuacja, w której to klient ma wybór z jakim terapeutą będzie pracował ( chociaż oczywiście nie załatwię to wszystkiego).Trudniej jest, kiedy na przeszkodzie stoją rozwiązania systemowe ( np. w lecznictwie odwykowym klient „ dostaje” terapeutę odgórnie, niejako z urzędu, a chciałby pracować z kimś innym).
Nie jest więc absolutnie żadną strata czasu, kiedy terapeuta dużo czasu poświęca na omówienie swojej relacji z klientem pod kątem upewnienia się i uzyskania akceptacji swojej osoby oraz metod pracy. Może się do dziać na rożnym etapie procesu terapeutycznego, gdyż nawet dobra relacja z czasem może ulec pogorszeniu, wypaleniu itp. Podobnie dzieje się także w innych dziedzinach życia. Czy trenerzy sportowi nie rezygnują z czasem z pracy ze swoimi podopiecznymi, (lub na odwrót) mimo, że ich dotychczasowa praca to lista wspólnych triumfów i sukcesów?
Ważne jest tez ( wspomniałem o tym w punkcie trzecim urealnienie oczekiwań klienta nie tylko od terapii jako takiej, ale także wobec terapeuty. Przypisywanie terapeucie i oczekiwanie od niego kompetencji, którymi nie dysponuje ( i to wcale nie z powodów merytorycznych), ale zwyczajnych ludzkich ograniczeń jest spotykane powszechniej niż by się mogło wydawać.przeczytaj także: dobry terapeuta uzależnień
- Po piąte: Klient wie, ze zmiana której oczekuje ma swoje konsekwencje.
Jak już wspomniałem ludzie często targani są sprzecznymi oczekiwaniami, które są nie do pogodzenia. Pragną, używając popularnego sfomułowania „ mieć ciastko i zjeść ciastko”. Alkoholik chce uratować swoje życie ( także w sensie dosłownym) ale ogromnie trudno zaakceptować mu fakt rezygnacji z alkoholu, zakochany nieszczęśliwie mężczyzna chce się pozbyć cierpienia, a jednocześnie nie umie zrezygnować ze swoich iluzji, nałogowy palacz tytoniu chciałby zachować dobre zdrowie, ale myśl o ‘ ostatnim dymku” napawa go przerażeniem, współuzależnionej trudno może być zrozumieć, ze może odzyskać wewnętrzny spokój a nawet szczęście, za cenę rezygnacji z nadkontroli, która chociaż był źródłem cierpienia dawała tez iluzję poczucia władzy.
Ta część pracy to praca nad akceptacją, tego co amerykański psychoterapeuta Scott Peck ujął w słowach: „ dla każdego tak na tym świecie istnieje jakieś nie”. Praca nad akceptacją, że nie można mieć wszystkiego naraz oraz że zmiana, uzdrowienie, a nawet szczęście odbywa się kosztem pożegnania z jakimś ( czasami całkiem sporym) kawałkiem dotychczasowego życia.
Dwa kroki do tyłu, krok do przodu.. to też podróż do celu!
Na koniec spróbuję odpowiedzieć na często spotykane pytanie: czy każde z opisanych tu zachowań klienta jest tylko i zawsze przejawem oporu? Myślę, ze jak we wszystkim, tak i w tej dziedzinie życia należy zachować zdrowy rozsądek. Klient, może nie dojechać na sesję, bo istotnie – właśnie zepsuł mu się samochód i nie jest w stanie dotrzeć na czas, albo leży złożony czterdziestostopniową gorączką. W jego życiu istotnie mogło zdarzyć się coś na tyle ważnego, że faktycznie – nie był w stanie, czy wręcz zapomniał wywiązać się z zadania. Itp. itd. Jednorazowymi incydentami nie ma się co przejmować.
Nie popadajmy też w rozczarowanie i frustrację gdy klient przerywa leczenie. Nie zawsze jest to równoznaczne z brakiem postępów z jego strony. Często tylko te postępy nie są tak duże i tak szybko osiągnięte jak oczekuje tego terapeuta. Nawet pacjenci, którzy przerywają leczenie ( w tym uzależnieni) często wracają do terapii i mimo, ze zaliczyli w życiu „ wpadkę”, chwilowe cofniecie się, regres, po jakimś czasie obserwujemy, ze praca z nimi nabiera innej jakości, niż wtedy gdy dopiero zaczynali. Inaczej mówiąc- mimo wszystko są już innymi ludźmi.
Doskonałe. Samo życie
Od wielu lat jestem klientem oporującym. Zmieniam gabinety,terapeutów,lekarzy,nie stosuję się do zaleceń,znikam bez śladu,żadnej konsekwencji we mnie nie ma. Nie chcę zmiany mojej trudnej sytuacji,bo chociaż doświadczam prawdziwego piekła to jest to moje piekło i dobrze je znam. To,co oferuje mi nowa i „zdrowa” rzeczywistość wydaje mi się tak przerażajace,że postrzegam to jako nadciągająca zaglade i mam nieomal pewność,że wlasnie to mnie całkowicie unicestwi…..Tak. istnieją tak ciężkie i beznadziejne przypadki jak ja. Ale…ktoś mi to kiedyś zalatwil.